piątek, 5 października 2012

Wrześniowa aktualizacja

Wiem, spóźniona ale musicie wybaczyć. Przez ostatnich kilka dni, prócz snu, w domu byłam godzine-dwie dziennie, więc nawet nie było czasu przysiąść do laptopa :(


W porównaniu z poprzednią aktualizacją włosy zyskały na objętości i dużo lepiej się układają. Dlaczego? Wróciłam do silikonów (obecnie moje włosy są bardziej narażone na uszkodzenia mechaniczne) i zaczęłam je suszyć chłodnym nawiewem - zajmuje mi to 20 minut, ale dla włosów jest to zdecydowanie lepsze niż ciepły czy o zgrozo gorący nawiew. Jak widzicie nie warto zupełnie rezygnować ze stylizacji :)

Jakie są moje włosowe plany na październik? Częściej je upinać - rozpuszczone bardziej się niszczą. Muszę w końcu (po 2 miesiącach!) położyć farbę. Mam zamiar również powalczyć o przyrost. Przez ostatni miesiąc włosy niewiele urosły. Może wrócę do drożdży?

A co z końcówkami? Miałam obciąć ale sama nie wiem. Wyglądają co raz lepiej, a mi bardzo zależy na długości. W głowie kołacze mi się szatański pomysł by poczekać z tym do wiosny ;D

Pozdrawiam was kochane
Obiecuję postarać się nadrobić zaległości

piątek, 28 września 2012

Promocje na marki własne w Rossmannie - moje zakupy

Eh, pamiętacie STOP ZAKUPOM? Wiedziałam, że nowa gazetka z Rossmanna mnie zrujnuje.


Skorzystałam z okazji, że mam wole przedpołudnie i zrobiłam rundkę po Rossmanach:
1. Olejek do pielęgnacji ciała dla kobiet w ciąży, oczywiście będę stosować go do włosów. Kusił od dawna, a że była promocja to same wiecie. 9.99 zł
2. Balsam do kąpieli dla kobiet w ciąży, również kupiony z myślą o włosach. Dziewczyny chwalą go sobie do mycia. Znalazłam go dopiero w 4 rossie! To ostatnia butelka w centrum Warszawy, do tego brudna jak ziemia święta ;) Bardzo podoba mi się zapach tych kosmetyków, jeśli kiedyś będę w ciąży i Rossmann nie zdąży ich wycofać to będę ich używać ;) 6.99 zł
3. Odżywka Alterra, kupiłam bo maskę mam całą w zapasie, a szukałam emolientowej odżywki w zastępstwie Isany Babassu. Zresztą nie wiadomo jak długo będzie dostępna ;/ 6.99 zł
4. Odżywka Isana, wzięłam bo po mojej ulubionej białej Isance śladu nie ma. Ta ze wszystkich pozostałych ma najlepszy skład, ale zupełnie nie pachnie :( 3.99 zł
5. Odżywka natychmiastowa Isana jedwab, skład całkiem w porządku. 1.99 zł
6. Odżywka intensywna pielęgnacja o natychmiastowym działaniu Isana, ta ma jeszcze lepszy skład. Kupiłam na próbę, jak się sprawdzą to zrobię zapas. Myślę że na moje włosy jedna tubeczka starczy na 2 aplikacje, warto ją zostawić na dłużej niż minutę (jak zaleca producent) żeby miała szansę zadziałąć. 1.99 zł
7. Kwiatki w H&M 9.99 zł

To raczej nie koniec moich zakupów  z tej gazetki :( Czaję się na inne produkty Isany do włosów, krem z mocznikiem, akcesoria do pielęgnacji stóp... Aha po olejku antycellulitowym nie ma nawet plakietki z ceną. Szansa zdobycia go jest raczej żadna.

Jak pewnie zauważyłyście ostatnio mało piszę. Wzięłam swoje sprawy w swoje ręce! Jestem w trakcie starań o pracę tzn. jestem już w ścisłej trójce na póki co wymarzone stanowisko :) Trzymajcie kciuki żeby mi się udało, bo zaraz lecę na kolejny etap rekrutacji na którym muszę się wykazać. Dodatkowo po 2 latach rozmyśleń podjęłam męską decyzję i idę na prawo jazdy ;D Staram się śledzić wasze wpisy na bieżąco, ale ciężej z czasem na napisanie czegoś własnego. Doba powinna być dłuższa!

Buziaki :*

wtorek, 25 września 2012

Kosmetyki Eveline w Biedronce

Witajcie kochane!
Przynoszę wieści z ostatniej chwili. Gdy byłam na zakupach w biedronce pani wykładała kosmetyki. Są żele pod prysznic z Luksji i AXE, kosmetyki Schwarzkopf i właśnie Eveline. Lakiery, odżywki, błyszczyki, tusze do rzęs, jakieś cienie i chyba płyny micelarne.

Ja oczywiście nie mogłam się zdecydować ;)

 Trochę przekłamane kolory :(

Od lewej:
570 - fuksja, wykończenie kremowe
604 - piękny koralo-różo-pomarańcz, z drobniutkim ledwie dostrzegalnym shimmerkiem, na paznokciach pewnie będzie kremowy
496 - nudziak, wykończenie kremowe
495 - English Rose, wykończenie identyczne jak 604 :)

Jeśli chodzi o inne kolory to był jeszcze szarak, chyba ze 2 odcienie czerwieni i wściekły róż, który odpuściłam, ponieważ mam inne lakiery w tym kolorku. Lakiery mają pojemność 12 ml, nie są testowane na zwierzętach, nie zawierają  toluenu, formaldehydu ftalanu dwubutylu i kamfory. Do tego kosztują po 4.99 zł za sztukę!

Jeśli jesteście zainteresowane polecam się przejść do biedronki. Lakiery znikały w ekspresowym tempie ;)

poniedziałek, 24 września 2012

Moja opinia o szczotce Tangle Teezer Salon Elite

O klasycznej wersji tej szczotki powiedziano wszystko, ale jako że nabyłam wersję ulepszoną zdecydowałam się na napisanie kilku słów, ponieważ ciężko cokolwiek znaleźć na jej temat.


O tej szczotce dowiedziałam się około 2 lata temu z YT, jednak wtedy cena na allegro oscylowała w okolicach 80zł! Dałam sobie spokój i zapomniałam o niej. Chęć posiadania wróciła na początku bieżącego roku, odkryłam że powstała oficjalna strona z dystrybucją na terenie Polski gdzie szczotkę można nabyć za 55zł (przesyłka gratis). Przez ponad pół roku cały czas siedziała w mojej głowie, wiedziałam że kiedyś ją kupię, ale czekałam na bardziej sprzyjający dla mnie finansowo czas.

Przełom nastąpił 2 tygodnie temu. Po imprezie położyłam się spać i nie upięłam włosów. Gdy się obudziłam miałam na głowie jeden wielki kołtun którego nie mogłam się pozbyć przez 3 dni mimo mycia włosów i przesiadywania z odżywkom. Złamałam się. Kliknęłam szczotkę na allegro za 46zł już z przesyłką listem poleconym priorytetowym.

Zdecydowałam się na zakup wersji Salon Elite, ponieważ ma być to ulepszona wersja zwykłej szczotki. Bałam się szoku po rozpakowaniu przesyłki o którym pisały dziewczyny: o mój boże chyba oszalałam, że wydałam na taki badziew 5 dych -.-. Albo, że wygląda jak zgrzebło dla konia.
Co nie zmienia faktu, że gdy mój TŻ ją zobaczył stwierdził, że nie jest warta więcej niż 15zł i że chyba jestem chora. Czy ma rację poniekąd tak.


Moja szczotka jest w kolorze różowym Pink Fizz. Dostępne są również 4 inne wersje kolorystyczne - czarna, błękitna, pomarańczowa i fioletowa, przyznam się, że kompletnie nie mogłam się zdecydować, ponieważ wszystkie wyglądają super. Kolor który wybrałam jest skierowany dla miłośniczek różu - bije po oczach, różowa ściana na jej tle wypada blado, ale absolutnie nie jest tandetna czego się obawiałam.
Wersja Salon Elite wykonana jest porządnie. Bardzo podoba mi się, że plecki na których kładziemy szczotkę są z matowego plastiku - nie będzie się rysować co miało miejsce przy wersji Orginal. Boki standardowo są błyszczące, bardzo efektowne połączenie. Brakuje mi jedynie autografu tego pana :( Sama w sobie jest bardzo lekka, dobrze leży w dłoni i moim odczuciu jest ładniejsza niż poprzedniczka - bardziej elegancka.


Szczotka została specjalnie wyprofilowana by dopasować się do kształtu głowy, starałam się to pokazać na powyższym zdjęciu i faktycznie spełnia swoje zadanie. Jeśli chodzi o samo rozczesywanie włosów to domyślam się, że sprawdza się identycznie jak wersja klasyczna.
Moje kołtuny są bardzo 'trudne', nigdy nie udawało mi się ich rozczesać - zawsze kończyło się to wyrywaniem włosów. TT je rozczesuje, nie bezboleśnie jak większość sugeruje, bo troszkę muszę się namęczyć, ale rozczesuje zamiast wyrywać. Samo czesanie jest szybkie i przyjemne, a włosy bardziej proste i wygładzone - w przypadku czesania na sucho, ja swoich włosów na mokro nie czeszę. Można przy jej użyciu rozprowadzić odżywkę czy olej - tutaj się bardzo polubiłyśmy, czesanie naolejowanych włosów szczotką z włosia to kiepski pomysł. Tangle Teezer jest bardzo prosty w czyszczeniu, więc tego typu problemy nie istnieją. Szczotka pod czas użytkowania wytwarza specyficzny dźwięk - coś jakby szuranie, trzeba się przyzwyczaić.

Jeśli chodzi o cenę to wątpię, żeby wyprodukowanie tej szczotki było droższe niż jakiejkolwiek innej. Przecież to tylko plastik ;) Ale gdybym ją zgubiła bądź gdy moja się zniszczy kupię nową, bo niestety nie ma się co łudzić po rozczesywaniu mega kołtunów ząbki delikatnie się poodkształcały, a mam ją dopiero 2 tygodnie. Po kilku latach pewnie trzeba będzie kupić nową. Mam zamiar zaopatrzyć się w wersję kompaktową by móc mieć ją zawsze przy sobie. Polecam wszystkim skołtunionym ;)

O walorach płynących z regularnego stosowania szczotki przez dłuższy czas np. mniej rozdwajających się końcówek, mniejsze puszenie, większy blask nie mogę się jeszcze wypowiedzieć.

W internecie można często spotkać się z opinią, że ta szczotka ma zmniejszyć wypadanie włosów. Jest to totalny absurd. Jedynie możemy zaobserwować mniejszą ilość włosów na szczotce ze względu na to, że ma ona ich nie wyrywać. Włosy muszą wypadać, zaś przy nadmiernym wypadaniu to czym się czeszemy nie ma niestety żadnego wpływu. Kupując Tangle Teezer należy pamiętać, że za te 50 zł kupujemy szczotkę - bardzo dobrą, ale wciąż tylko szczotkę, a nie lek na całe zło ;)

Przepraszam za jakość zdjęć, ale dysponuję tylko cyfrówką, która w zetknięciu z czymś o tak dziwnym kształcie i kolorze oszalała i przy świetle sztucznym zdjęcia wyszły tak jak widać :(


piątek, 21 września 2012

Wybór odpowiedniej suszarki do włosów


Zazwyczaj staram się ułożyć plan mycia włosów tak by mogły one wyschnąć naturalnie, a suszarki używam tylko do podgrzewania masek. Jednak nadchodząca pora roku wymusza na nas częstsze sięganie po to urządzenie. 

Przez lata z mamą uważałyśmy, że skoro nasze włosy są dosyć liche nie trzeba nam super sprzętu i używałyśmy zwykłych turystycznych suszarek za około 30 zł! Olśnienie nadeszło gdy miałyśmy okazję użyć czegoś lepszego. Tym sposobem 3,5 roku temu kupiłyśmy suszarkę firmy Rowenta. Model który posiadamy to CV 4803. Wtedy kosztowała około 160 zł.

Wiele dziewczyn w szale włosomaniactwa szuka nowej, lepszej suszarki za nieduże pieniądze. Dlatego zdecydowałam się na małą recenzję.

Suszarka jest średnich rozmiarów i jest dość lekka - ręce nie mdleją pod czas suszenia, co ważne jak na suszarkę o mocy 2000W jest cicha. Posiada dwustopniową regulację mocy i funkcję turbo, która przyspiesza proces suszenia. Do wyboru mamy 3 temperatury suszenia - letnią, ciepłą i gorącą oraz zimny nawiew. Suszarka jest wyposażona w jonizację. Regulacje mocy i temperatury umieszczone są z boku, a nie jak zazwyczaj z tyłu rączki. W przypadku obsługi urządzenia prawą ręką będziemy je mieć pod kciukiem - w moim odczuciu bardzo wygodne. Kratka wlotu powietrza (z tyłu suszarki) zamocowana jest przy pomocy magnesów dzięki czemu możemy z łatwością utrzymać ją w czystości. W komplecie dostajemy całkiem wygodny dyfuzor i koncentrator powietrza. Długość kabla to 1,7 m.

Jeśli poszukujecie dobrej suszarki i macie ograniczony budżet warto zwrócić na nią uwagę. Posiada wszystkie niezbędne funkcje, a ceny w sklepach internetowych zaczynają się już od około 100 zł! Na mojej widać ząb czasu (dlatego poratowałam się zdjęciem z sieci), ale wciąż działa bez zarzutu i się nie psuje, mimo, że jest regularnie używana przez 2 osoby. Z czystym sumieniem mogę ją wam polecić :)

Macie już swoją ulubienicę czy jesteście w trakcie poszukiwań?

czwartek, 20 września 2012

Recenzja: Srebrzyk, ratunek dla blondynek?


Zawsze płukanki kojarzyły mi się ze starszymi paniami i ich fioletową trwałą dlatego przez lata trzymałam się od nich z daleka (i od pań i od płukanek ;)).
Moment przełomowy nastąpił gdy wróciłam do blondu, opisywałam to w mojej historii. Farba strasznie szybko się wypłukiwała i wychodziły żółto-pomarańczowe tony po rozjaśniaczu, zaczęłam szukać alternatywy dla częstego, bo co dwa tygodnie, farbowania. 



W pierwszej kolejności sięgnęłam po fioletowy szampon z Joanny - polecany wszem i wobec. Owszem efekty były, ale szampon zawiera SLES i ciężki silikon, więc trzymanie go na głowie 15 minut czy kilkukrotne mycie wysuszało włosy :(

Poszukując alternatywy przeprosiłam się z płukankami. Kupiłam w Rossmannie dwie z Delii: fioletową i srebrną. Po użyciu ilości zalecanej przez producenta nie było nawet najmniejszej różnicy w kolorze. Przy użyciu większej ilości po fioletowej włosy oczywiście robiły się fioletowe, zaś po srebrnej o zgrozo zielone! Z ciekawości weszłam na KWC by sprawdzić czy tylko moje włosy nie reagują bądź jestem niezdarna, ale okazało się, że trafiłam na buble. Któraś z recenzentek wspomniała o Srebrzyku. Po przeczytaniu recenzji kliknęłam na allegro 2 buteleczki, co wyniosło mnie około 20 zł już z przesyłką. Niestety produkt ciężko zdobyć stacjonarnie - najprędzej trafimy go w niesieciowym kiosku czy osiedlowej drogerii.

Jak stosować?
1. Umyć włosy i dokładnie spłukać.
2. Przygotować roztwór: 6-10 kropli płukanki rozpuścić w 0,5 litra ciepłej wody.
3. Płukać kilkakrotnie do uzyskania pożądanego odcienia.
4. Wysuszyć włosy i ułożyć fryzurę.

Jak ja to robię? Biorę miskę, nalewam około litr wody (letniej/chłodnej), dolewam Srebrzyk (na oko), mieszam i po kolorze oceniam czy o taką intensywność mi chodziło (gdy nie używałam jej dłużej ma być intensywnie fioletowa, przy regularnym stosowaniu woda ma być delikatnie zabarwiona).
Po spłukaniu maski i odciśnięciu nadmiaru wody z włosów wstawiam miskę z płukanką do wanny i przy użyciu plastikowego kubka dokładnie polewam całe włosy i staram się by płukanka ściekała do miski, obserwując zmianę odcienia włosów. Następnie znów wyciskam włosy i owijam w bawełnianą koszulkę. Czasami do płukanki dodaję octu :)

Efekty: Tylko raz zdarzyło mi się przesadzić - włosy miały wtedy szarawy ocień, który po kilku myciach zupełnie znikł. Moje włosy pod wpływem tego produktu nabierają beżowego odcienia i jaśniejszych refleksów. Używam go co 2/3 mycia.

Cechy ogólne: szklana buteleczka o pojemności 50ml z całkiem wygodnym dozownikiem, cena poniżej 10 zł, bardzo dobra wydajność - używam od 3 miesięcy i zużyłam może 1/4 pierwszej buteleczki.

Dlaczego nie gencjana? No właśnie, po co cudować skoro mamy taki świetny i tani sposób znany już przez nasze babcie? Osobiście nie próbowałam, ale z doświadczeń mojej mamy wiem, że bardzo łatwo z nią przesadzić, do tego bazą fioletu gencjany jest alkohol :/ bałabym się wysuszenia.

Polecam każdej blondynce męczącej się z żółknącym czy rudziejącym blondem ;) Żałuję, że nie znałam tego produktu kilka lat temu, wtedy raczej nie podjęłabym tak pochopnie decyzji o zmianie koloru. Zastanawia mnie czy poradziłby sobie z rudziejącym brązem, ale z przyczyn oczywistych nie mam jak tego sprawdzić ;)

Wczoraj minęły 4 tygodnie od mojego ostatniego farbowania. Postawiłam sobie za cel wytrzymać jak najdłużej by dać odpocząć włosom - chociaż farba już czeka. Srebrzyk pomaga mi ukryć wypłukiwanie się farby z włosów.

Jest to produkt, który już zawsze pozostanie ze mną, naprawdę gorąco polecam!

czwartek, 13 września 2012

Podstawy pielęgnacji: Jak dbać o skórę głowy?


Dzisiaj znów troszkę podstaw. Wielkimi krokami zbliża się jesień, czas dosyć problematyczny dla naszego skalpu, dlatego chciałabym się z wami podzielić moimi sposobami pielęgnacji, ale nie zapominajcie, że o skórę głowy należy dbać cały rok.

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie jestem lekarzem i nikomu nie zamierzam doradzać co powinien zrobić. Jeśli włosy lecą garściami (np. zapchany odpływ wanny po myciu) należy udać się do dermatologa i/lub trychologa, ponieważ jeśli problem ma naturę wewnętrzną (choćby zaburzenia hormonalne) domowe sposoby nie pomogą, zaś przy problemach natury dermatologicznej możemy tylko pogorszyć sprawę nieodpowiednią pielęgnacją!

Pamiętajcie, że z chorej skóry głowy nie wyrosną zdrowe i piękne włosy.
Dlaczego jeszcze warto dbać o skalp? Cebulka włosa (pod czas gdy znajduje się on w anagenie) jest jego jedyną żywą częścią, czyli niestety też jedyną na która mamy REALNY wpływ. Włosy możemy nawilżać i odżywiać od zewnątrz, ale substancje odżywcze które dostarczamy od wewnątrz nie mają żadnego wpływu na sam włos, ponieważ jest on martwym wytworem naszego naskórka. Dlatego nie wierzcie jeśli producenci suplementów zapewniają, że włosy czy paznokcie przestaną się łamać i rozdwajać - te które wyrosną pod czas brania owego specyfiku może i tak, ale te które już posiadamy absolutnie.

10 przykazań prawidłowej pielęgnacji skalpu ;)

1. Ochrona przed warunkami atmosferycznymi. Już wam wspominałam przy okazji włosowej historii, że kiedyś chodząc bez czapki przeziębiłam sobie skalp - cebulki uległy obkurczeniu i włosy dosłownie odpadały mi od głowy przy każdym dotknięciu. Ale, głowę trzeba chronić również latem - zdarzyło mi się wrócić z wakacji z poparzonym od słońca skalpem (plażowanie bez kapelusza). Na szczęście zmądrzałam :) Gdy tylko temperatura zaczyna spadać czapkę noszę na głowie, a nie jak kiedyś w torebce. Zaś na plaży staram się przebywać w cieniu lub zakładam czapeczkę czy chustę.

2. Odżywianie od wewnątrz. Czyli zdrowa dieta dostarczająca włosom niezbędnych wiatmin
i minerałów (np. witaminy z grupy B, cynk, żelazo, biotyna, NNKT). Wiadomo najlepiej dostarczać je w pokarmach, ale sama przyjmuję suplementy. Szczególnie polecam tran - dodatkowo wzmocni odporność, kupuję ten z firmy GAL - za 150 tabletek płacę 17 zł. Obecnie łykam też Skrzypovitę. Pamiętajcie jednak, że w przypadku suplementacji należy co około 3 miesiące robić miesiąc przerwy, dodatkowo po miesiącu można zmniejszyć dawkę (np. zamiast 2 tabletek dziennie łykać 1). Przerwy należy robić też w przypadku picia pokrzywy, skrzypu czy drożdży.

3. Wcierki i ampułki. Będą bardzo pomocne jeśli przez jesiennie/wiosenne przesilenie lub
z powodu stresu wypadają nam włosy. Pomogą również przyspieszyć przyrost i wzmocnią cebulki - od czasu kiedy stosuję wcierki włosy które wyrastają (baby hair) są odrobinę grubsze i często ciemniejsze niż pozostałe. Należy uważać na produkty na bazie alkoholu, mi nie szkodzą, ale używane przez dłuższy czas mogą przesuszyć lub podrażnić skórę.

4. Nawilżanie i odżywianie. Niezastąpiony będzie żel aloesowy, który świetnie nawilża, ale też łagodzi podrażnienia. Zawsze maskę czy odżywkę nakładam dość cienką warstwą (by uniknąć obciążenia) również na skalp. Jednak zanim nałożymy cokolwiek na skórę zwróćmy uwagę czy w składzie nie ma czegoś co może nas podrażnić lub uczulić (to bardzo indywidualna kwestia, ale np. rumianek ;) bądź czy produkt nie ma w składzie nic poza pięcioma różnymi silikonami.

5. Myjemy odpowiednio często i delikatnie. Absolutnie nie należy przetrzymywać włosów! Myjemy co tyle co ile potrzeba - z nadmiernym przetłuszczaniem mamy do czynienia dopiero w przypadku gdy głowę musimy oczyszczać częściej niż raz dziennie. Słynne przetrzymywanie może doprowadzić do wysuszenia skóry głowy oraz spowodować nadmierne wypadanie (wiele o tym można przeczytać w internecie, więc nie będę przepisywać). Jeśli zaś chodzi o samo mycie to moim zdaniem nie ma potrzeby za każdym razem stosować szamponu z SLES - szczególnie gdy musimy myć codziennie, za wysuszanie i podrażnianie nasz skalp odpłaci się jeszcze intensywniejszą produkcją łoju. Ze swojej strony mogę polecić mycie odżywką lub delikatnym myjadłem np. Facelle, a SLES stosować co kilka myć (silnego szamponu używam raz na 2/3 tygodnie).

6. Olejowanie. Podobno nie każdy skalp polubi olejowanie. Na pewno tydzień niemyty nie polubi ;)
i na pewno nie każdy skalp polubi się z każdym olejem. Na skórę głowy warto nakładać indyjskie oleje (ale nie te na parafinie) lub ziołowe np. łopianowy. Mogą one przyspieszyć porost, zapobiec wypadaniu, zwalczyć łupież czy zmniejszyć przetłuszczanie. Jeśli jednak zawsze po nałożeniu jakiegokolwiek oleju włosy wyjątkowo lecą lepiej dać sobie spokój.

7. Masaż. Ręczny lub przyrządowy, urządzenie podobne do tego na zdjęciu kupiłam jakiś czas temu w Drogerii Natura za około 10 zł, jednak średnio je lubię - potrafi skołtunić włosy. Skalp masuję również przy szczotkowaniu włosów. Masaż skóry głowy ma za zadanie poprawić jej ukrwienie, chyba nie muszę pisać jakie to ważne? ;) Krew transportuje do cebulek wszystko co niezbędne.

8. Delikatne traktowanie. Pamiętajcie, że skóra to nie podłoga. Musimy się z nią obchodzić
z wyczuciem. Zbyt intensywne ruchy masażu czy wcieranie kosmetyku może jej tylko zaszkodzić. Nadchodząca pora roku wymusza w nas częstsze używanie suszarki, lepiej poświęcić na tę czynność parę minut więcej używając przy tym chłodniejszego powietrza. Jak na gorący strumień reagują włosy pewnie wiecie, uwierzcie że skalp również nie będzie zadowolony i w tym przypadku również może odwdzięczyć się przesuszeniem, nadmierną produkcją sebum czy 'zrzuceniem sierści'.

9. Farbowanie. Ma destrukcyjny wypływ nie tylko na włosy, ale i na skórę. Ze swojej strony mogę polecić farbowanie na olej (najlepiej sprawdzi się kokosowy nałożony kilka godzin przed zabiegiem). Nie polecałabym jednak jeśli rozjaśniacie włosy rozjaśniaczem lub farbą rozjaśniającą np. Palette w niebieskim pudełku czy Garnier typu 111 - nie próbowałam, a zdarzały się wypadki, że nie wyszło ;) Dodatkowo, często do farby dodaję łyżkę lub dwie prostej odżywki - Isana, farby jest więcej i jest łagodniejsza. Oczywiście najlepiej byłoby przerzucić się na hennę czy chociaż farby bardziej naturalne, Biokap lub Color&Soin (mam zamiar wypróbować), ale nie oszukujmy się efekt kolorystyczny jest równie ważny jak stan skóry głowy i włosów - nie widzę sensu dla idei męczyć się np. z kurczakowym blondem :P

10. Upinanie. Jak pewnie wiecie najzdrowszą fryzurą dla całego włosa, od cebulki po końcówki, jest luźny warkocz. Ale która z nas nie lubi wysokich koków czy kucyków? Osobiście uwielbiam, a w tych zrobionych nisko wyglądam jak przysłowiowe siódme dziecko stróża ;) Niestety takie fryzury mogą osłabić cebulki. Jednak ja z nich nie rezygnuję. Dbam o to by włosy nie były związane zbyt ciasno - nie ma mowy o uczuciu ciągnięcia, czy jakimkolwiek dyskomforcie i oczywiście nie robię ich codziennie.

Mam nadzieję, że udało mi się poruszyć najważniejsze kwestie dotyczące pielęgnacji skóry głowy. Wszelkie uwagi mile widziane :)

Od tej pory wszystkie posty z tej serii będzie można znaleźć w osobnej zakładce :)

środa, 12 września 2012

STOP ZAKUPOM ;)


Zakupy z ostatniego tygodnia. Załamka. Dlatego postanowiłam podjąć pewną misję, ale po kolei najpierw się pochwalę ;)

1. Biovax keratyna i jedwab, na swoje usprawiedliwienie mam tylko to że jej nie kupiłam, 
a odebrałam za punkty w Super Pharm.
2. Kallos Latte, mój się już kończy, a że straszny chomik ze mnie to musiałam (8 fakt o mnie ;)
3. Nail Tek, jedyna rzecz nie do włosów... Zużyłam całą diamentową odżywkę z Eveline, 
ale w blogsferze pojawiało się co raz więcej doniesień o wystąpieniu onycholizy pod czas jej stosowania, więc na pewien czas postanowiłam przerzucić się na coś o mniejszym stężeniu formaldehydu.
4. Tangle Teezer Salon Elite, dumałam nad nim 2 lata. Wersja nowa i mało popularna, 
więc możecie spodziewać się recenzji.
5. Pilomax Wax Kamille, długo się opierałam, jednak promocja na doz.pl mnie złamała.
6. Bingo SPA maska mleczna z elastyną, kupiłam bez zastanowienia gdy zorientowałam się, 
że mam dostęp do tych kosmetyków stacjonarnie.

Grzechy wyznane ;)

Teraz przejdźmy do meritum. Daję sobie szlaban na zakupy włosowe. Nie, nie oszalałam. Moja misja trwa od dziś, czyli od 12 września do 12 grudnia. Żeby nie skazywać jej z góry na porażkę i dać sobie trochę ulgi postanowiłam, że w tym czasie kupię góra 3 produkty do włosów (pomijam oczywiście rzeczy typu gumki czy spinki). 

Dlaczego postanowiłam podjąć tak radykalny krok?
Po pierwsze moje kosmetyki do włosów rozmnożyły się do ilości którą muszę przechowywać 
w dwóch szafkach, a ich ilość biorąc pod uwagę, że mam tylko jedną głowę którą myję co 2-3 dni zrobiła się ciężka do zużycia.
Po drugie na jesieni będę mieć dużo innych ważniejszych wydatków niż te włosowe, a ja dopóki nie mam narzuconego reżimu nie umiem się ograniczyć.

Myślicie, że dam radę?



wtorek, 11 września 2012

TAG: 7 faktów o mnie

Zostałam otagowana przez Marikę. Kochana bardzo Ci dziękuję:*


ZASADY:
-otagować 15 osób
-ujawnić 7 faktów o sobie
-podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu


Tag krąży już dosyć długo więc bardzo ciężko było znaleźć aż 15 blogerek, które jeszcze na niego nie odpowiadały. Ale udało się i otagowane przeze mnie zostały:
1. Lagoena
2. Mysia M
6. Lea X.
9. Femme
10. Aga

7 faktów o mnie:

1. Kocham jeść, mimo to nie lubię i zbytnio nie umiem gotować. Wolę jeść na mieście lub gdy ktoś dla mnie gotuje.

2. Jestem perfekcjonistką, ale do tego jestem kompletnie leniwa i mam "słomiany zapał", dlatego jeśli nie umiem zrobić czegoś najlepiej nie robię tego wcale ;)

3. Jestem bardzo sentymentalna. Często wspominam z TŻ wspólną przeszłość, np. sylwestra kilka lat temu, czy wypad do kina (ja gadam, a on udaje że słucha ;D).

4. Bardzo łatwo się wzruszam. Standardowo na "Titanicu" czy "Szkole Uczuć", ale bardzo lubię też filmy wojenne. Gdy oglądam kolejny raz ten sam film potrafię zacząć płakać na kilka minut przed wzruszającą sceną.

5. Moim marzeniem jest mieszkać na przedmieściu, mieć kilka kur, grządki ze szczypiorkiem, pomidorami, marchewką itp.

6. Strasznie boję się nie tylko pająków, ale też różnego rodzaju owadów. Nie lubię gdy w moim pobliżu coś łazi. Akceptuję tylko biedronki mimo, że gryzą ;)

7. Kocham zwierzęta. Praktycznie wszystkie prócz dzikich szczurów. Największą sympatią darzę psy i konie. Kotów się trochę boję - są nieprzewidywalne, może dlatego, że nigdy nie miałam kota i nie rozumiem ich natury?




poniedziałek, 10 września 2012

Podstawy pielęgnacji: Ulepszanie sklepowych kosmetyków

Może zadaniem niektórych to już nie podstawy, ale moim zdaniem jest to klucz do sukcesu 
w walce o piękne włosy. Na pewno nie raz was zaskoczyło, że polecany przez wszystkie włosomaniaczki produkt ma niezbyt bogaty skład i sam z siebie słabo działa. Np. słynna maska Gloria - jej fenomen polega na tym, że możemy do niej dodać praktycznie wszystko. Podobnie jest 
z maskami BingoSPA.

Po co ulepszać skoro można kupić gotowy kosmetyk który nam pasuje? Jeszcze nie trafiłam na produkt, który miałby na tyle fajny skład by nie kusiło mnie, żeby coś do niego dodać. Ulepszać możemy praktycznie każdą maskę - ważne żeby miała dość prosty skład i śladowe ilości silikonów.

Zanim weźmiemy się za ulepszanie warto przetestować dany produkt solo, by wiedzieć z czym mamy do czynienia. Zawsze trzeba zerknąć na skład, bo dodawanie składników na ślepo nie przyniesie nic dobrego. Nie mam na myśli szczegółowej analizy - glicerynę czy pantenol każda z was zauważy, przy olejach zawsze jest 'oil', proteiny zaczynają się od 'hydrolyzed'. Analizy wielu popularnych produktów są w internecie, wystarczy poszukać.

Pamiętajcie, że zawsze wzbogacamy tylko porcję produktu na jedno użycie, nigdy całe opakowanie. Po pierwsze nie wiadomo czy naszym włosom będzie dana mieszanka pasowała, a po drugie wszystko dość szybko nam się zepsuje.

Im mniej tym lepiej. Nigdy nie dodajemy wszystkiego co mamy pod ręką - wybieramy tylko kilka składników. To samo tyczy się dodawanej ilości - nie wlewamy np. całej buteleczki gliceryny. Ja dodaję góra 5 kropli.

Czego możemy użyć? Chciałabym się właśnie na maskach skupić, ponieważ to własnie je najczęściej tuningujemy. Nie dodawałabym tego co nasz kosmetyk już ma w składzie (chyba, że znajduje się to po zapachu 'parfum' czy barwnikach ' CI <numer>'.

Rozejrzyjmy się w kuchni. Jeśli chcemy nałożyć przed myciem odżywczą maskę możemy dodać żółtko i trochę oleju kuchennego. W przypadku maski nakładanej po myciu nie ryzykowałabym 
z żółtkiem i dała mniej oleju.

Warto zainwestować w półprodukty kosmetyczne. Nie są drogie, starczą nam na długo i bardzo pomogą w pielęgnacji włosów. Moje zakupy.

W przypadku produktu który słabo nawilża dodajemy do niego humektanty (pantenol, aloes, miód, gliceryna, mleczko pszczele itd.) i emolienty (oleje - może być nawet kuchenny, ważne żeby nasze włosy się z nim lubiły).

Jeśli maska obciąża nam włosy, np. ma w składzie dużo olei i sub. odżywczych dodajemy same humektanty.

W przypadku produktu który dobrze nawilża, ale nie odżywia dodajemy proteiny (keratyna, jedwab, elastyna), warto dodać odrobinę sub. nawilżających by nie przeproteinować włosów.

Nie zrażajcie się jeśli za pierwszym razem wam nie wyjdzie, próbujcie innych składników lub dodania mniejszej/większej ilości w końcu dowiecie się co lubią wasze włosy. Cierpliwości. Może się okazać, że po ulepszeniu bubel stanie się ulubieńcem :)

sobota, 8 września 2012

Hand made: Własny tonik

Grafika Google

Jako, że blog miał być nie tylko o włosach dzisiaj notka o niekonwencjonalnej pielęgnacji twarzy.

Tonik to bardzo ważny kosmetyk w pielęgnacji twarzy. Niestety wiele kobiet traktuje go po macoszemu. Nie oczyszcza skóry i nie zmywa makijażu jak mleczko czy żel, nie nawilża jak krem, czyli nic nie robi, to po co go używać? Wbrew utartym opiniom tonik jest istotnym elementem pielęgnacji. Powinnyśmy stosować go po każdym kontakcie z wodą czy detergentem (wyjątkiem są płyny micelarne). 
Dlaczego? Przywraca on skórze odpowiednie pH. Jest to ważne przy każdym typie cery. Sucha będzie stawała się bardziej sucha, a tłusta zacznie produkować więcej sebum. Przy cerze mieszanej zwiększy się kontrast między strefą T, a policzkami. Co więcej tonik wspomaga działanie składników aktywnych zawartych w kremie (lub tym co nakładamy na skórę).
Moim zdaniem jeśli decydujemy się na sklepowy tonik, to tak jak w przypadku szamponu nie warto dużo wydawać. Przed zmianą pielęgnacji stosowałam te z Ziai, koszt to około 5 zł za 200 ml. Toniki porzuciłam na rzecz hydrolatów
Gdy przeczytałam tego posta oczywiście zrobiłam sobie wodę pietruszkową :D Wszystko było ok, ale zastanawiała mnie kwestia pH i zaczęłam kombinować. Narodził się pomysł stworzenia własnego toniku.

Baza:
Możemy użyć wody demineralizowanej, ale by 'podrasować' nasz tonik możemy wykorzystać właśnie wodę pietruszkową lub dowolny napar ziołowy np. z kwiatu lipy, rumianku, nagietka czy zielonej herbaty. Chodzi o to by dopasować bazę do potrzeb naszej cery.

Odczyn pH:
Dla naszej skóry odpowiednie jest pH 4,5-6 (takie ona sama posiada), najlepiej by nasz tonik miał 5,5. Na początku myślałam o dodaniu soku z cytryny. Jednak moim zdaniem najlepszy będzie ocet - ma właściwości ujędrniające oraz bakterio- i grzybobójcze. Z moich obserwacji wynika, że należy dodać około 0,5 ml octu na 100 ml toniku, ale pamiętajcie o tym, że regulując pH należy używać papierków uniwersalnych lub lakmusowych!

Trwałość:
Bez dodania konserwantu nasz tonik możemy przechowywać w lodówce do 2 tygodni. Ja dla bezpieczeństwa dodałam do swoich toników konserwantu, a przechowuję je w lodówce, ponieważ gdy jest chłodny przyjemnie koi skórę. Rodzaj konserwantu to wasz wybór, ile należy go dodać znajdziecie na stronie producenta. Polecam FEOG.

Dodatki:
By jeszcze bardziej dostosować kosmetyk do indywidualnych potrzeb naszej skóry możemy go wzbogacić. Bazą toniku jest woda, więc należy wybierać składniki rozpuszczalne w wodzie. Gliceryna czy pantenol będą doskonałe. Posiadaczkom cery tłustej i mieszanej polecam dodanie dowolnej glinki w stężeniu 2% (nie rozpuszcza się w wodzie - tworzy zawiesinę, kosmetyk będzie trzeba wstrząsać przed każdym użyciem), w ten sposób uczynimy nasz tonik matującym.

Przygotowanie:
Opakowanie na nasz kosmetyk możemy kupić np. w sklepie z półproduktami lub dbając o środowisko ;) skorzystać z tej po zużytym kosmetyku - należy ją najpierw dokładnie umyć, a następnie przepłukać alkoholem. Teraz zostaje już tylko odmierzyć wszystkie składniki - używajcie w tym celu łyżeczek miarowych/strzykawek.

Do gotowych toników nigdy nie wrócę. Jeśli chodzi o hydrolaty zużyję te, które mam, ale więcej ich nie kupię, ponieważ wolę zrobić sama kosmetyk dopasowany do potrzeb mojej skóry, którego koszt jest prawie zerowy, a ceny hydrolatów to obecnie 15-20 zł za 200 ml + wysyłka :/

Ciekawa jestem czy wy również wolcie same robić niektóre kosmetyki? :)

czwartek, 6 września 2012

Moja historia, czyli przez co przeszły moje włosy

Post będzie długi i z dużą ilością zdjęć ;)

Jako dziecko miałam piórka w kolorze jaśniutkiego blondu (niestety nie mam możliwości wstawić zdjęć ponieważ wtedy nie było cyfrówek). Moje włosy stopniowo ciemniały i stały się mysie. Podczas wakacji między podstawówką, a gimnazjum słońce rozjaśniło je do platynowego blondu. Dość szybko pojawił się odrost i zaczęłam dostawać uwagi za farbowanie włosów - w mojej szkole tego typu rzeczy były zabronione, a nikt nie chciał słuchać, że ja ich wcale nie farbowałam i tym sposobem w I klasie gimnazjum zaczęłam farbować włosy. W II klasie doszła do tego prostownica. Latami używałam produktów Gliss Kur, moja ulubiona była seria z jedwabiem. Włosy rozjaśniałam u fryzjera. Włosomaniaczką byłam chyba od zawsze, tylko niestety przez długie lata w złym tego słowa znaczeniu - wygląd włosów był dla mnie ważny, ale kompletnie nie obchodziła mnie ich kondycja.

Wtedy moje włosy wyglądały tak:


Przy okazji chciałam wam pokazać jaka byłam sucha w wieku 16 lat ;)


Włosy były dłuższe niż się wydaje, ale byłam wtedy fanką mocnego cieniowania. Z farbowania 
u fryzjera zadowolona byłam średnio, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć robić to sama rozjaśniaczem Palette w domu! Był to czas kiedy nosiłam prostownicę w torebce 
i prostowałam włosy około 3 razy dziennie - strasznie denerwowały mnie wywijające się końce. Nie stosowałam żadnej termoochrony, tylko przeraźliwe ilości lakieru do włosów - jedna butelka starczała mi na tydzień!!! Do tego były bardzo rzadkie - chodziłam bez czapki i przeziębiłam sobie skalp tak, że włosy same odpadały mi od głowy :(

Na początku II klasy liceum ścięłam popalone rozjaśniaczem i prostownicom włosy:

Jednak dalej stosowałam swoje destrukcyjne praktyki. Kondycja włosów była tragiczna. Rzuciłam wtedy Gliss Kura i zaczęłam stosować profesjonalne kosmetyki L'Oreala. Wkrótce wpadłam 
na 'genialny' pomysł przyciemnienia włosów:

Nadal II liceum:

Początkowo kondycja włosów była lepsza. Jednak dalsze prostowania i używanie profesjonalnego L'Oreala ostro dawało im w kość.


Po jakimś czasie po profesjonalnych kosmetykach włosy wyglądały na ciągle niedomyte 
i obciążone :( W między czasie pofarbowałam je na czarno - wyglądałam okropnie, nie mam nawet żadnego zdjęcia! W III klasie liceum zmądrzałam i zaczęłam nosić czapkę, przystopowałam 
z lakierem oraz rzuciłam w kąt prostownicę :) Zaczęłam używać szamponu bez silikonów i byle jakiej odżywki.

Po maturach ponownie postanowiłam obciąć i zmienić kolor włosów (mam nadzieję, że wiecie, że od studniówki do matury jest to zabronione?):

Jako, że włosy nadal były zniszczone farba szybko się wypłukiwała i po kilku miesiącach znów postanowiłam zmienić kolor włosów. Wybrałam koloryzację w domu Palette w musie Ciemny Blond. Wyszły prawie czarne i nic się nie wypłukały. Wtedy zaczęłam przeglądać forum włosowe na wizażu. W styczniu zaczęłam olejować włosy. Na pierwszy ogień poszła oliwka Babydream (akurat miałam w domu).
Po paru nocach z BD:
Tak to jest wspomniany ciemny blond ;)

Olejowałam intensywnie i odkryłam, że moje włosy nie są proste wykręcające się we wszystkie strony:

W między czasie obcięłam włosy o 6 cm (tzn. zrobiła to moja mama, oczywiście nożyczkami fryzjerskimi). O tym, że wrócę do blondu wiedziałam od momentu kiedy pierwszy raz kupowałam ciemną farbę. Postanowiłam. Teraz albo nigdy. Jako, że nie mam zaufania do tych wszystkich pind w salonach (na dobrą fryzjerkę jeszcze nie trafiłam) poczytałam wizaż i wzięłam sprawy w swoje ręce. 
W maju br wróciłam do ukochanego blondu:

Marna próba wydobycia skrętu.

Włosy zrobiły się suche. Nie poddałam się. Postanowiłam olejować przed każdym myciem, a po myciu nakładać różne maski. Już nie używam rozjaśniacza, odkryłam, że farbą można uzyskać dużo ładniejszy kolor.  Powoli włosy zaczęły wracać do życia.

Obecnie:)

Uważam, że jak na to co przeszły ich stan wcale nie jest najgorszy. Dalszą metamorfozę będę wam systematycznie pokazywać :)

Pozdrawiam was cieplutko i dziękuję, za wszystkie komentarze :*




środa, 5 września 2012

Dwa warkocze duńskie + kok

Dzisiaj chciałabym wam zaprezentować moją wczorajszą fryzurę:

Po obydwu stronach głowy zrobiłam warkocze duńskie i złączyłam je w kok. Nie, nie mam takich gęstych włosów - w środku jest wypełniacz z H&M (nie używam w tym celu popularnej skarpety ponieważ byłby niezły ZONK gdybyśmy musiały poprawić fryzurę w obecności innych osób, dlatego dla własnej wygody postanowiłam zainwestować 6.90 zł ;)).
Moim zdaniem całość prezentuję się baaardzo elegancko i śmiało możemy zrobić sobie taki koczek na jakieś wyjście. Należałoby go wtedy utrwalić lakierem. Żałuję, że nie uczesałam się tak na studniówkę, ale wtedy nie byłam jeszcze włosomaniaczką ;D i miałam inny kolor włosów ^^

Jak wam się podoba? :)

wtorek, 4 września 2012

Karmimy Psiaki!

Zdjęcie z bloga Anwen.

Witajcie kochane!
Dzisiaj post odbiegający od tematyki bloga, ale bardzo ważny. Jeśli tak jak ja kochacie psy i inne zwierzęta, a ich los nie jest wam obojętny zapraszam do przyłączenia się. Autorką zamieszania jest Anwen, która wzywa blogową społeczność do rozpowszechnienia akcji. Każda blogerka, która napiszę o akcji u siebie na blogu i wklei link do posta w komentarzu do notki, którą podlinkowałam ma szansę wygrać koszulkę promującą akcję + kosmetyczną niespodziankę. Przyjemne z pożytecznym ;)
Nasze wsparcie trafia do podopiecznych ze schroniska w Zabrzu. W akcji bierze udział trochę znanych osób - kto możecie zobaczyć na stronie.

Jak możemy wspomóc akcję?
Po pierwsze kilkamy tutaj i wybieramy psiaka - zwróćcie uwagę na te nowe, na które kliknęło mało osób. Należy podać swoje imię, adres e-mail i wiek, po rejestracji otrzymujemy maila potwierdzającego nasz udział, należy otworzyć link aktywacyjny "NAKARM <imię pieska>" i gotowe. Od tej pory raz na jakiś czas będziemy dostawać maile z reklamami od sponsorów, nie przychodzą codziennie, więc nie ma się czego bać.
Po drugie od niedawna mamy szansę pomóc w znalezieniu domu dla bezdomnych psiaków. Należy codziennie klikać w ten link.
Po trzecie jeśli prowadzicie własną stronę, bloga, udzielacie się na forach internetowych warto umieścić baner promujący.
O tym jak jeszcze możesz pomóc przeczytasz na tej podstronie.

Do akcji zapisana jestem od dawna :) Umieściłam baner po prawej stronie bloga (+ baner poomoc.pl, serwisu 'klikowego' przez który możemy pomóc potrzebującym, nie tylko zwierzętom). Naszym celem jest trafienie i poinformowanie o akcji jak największego grona osób. Powiedzcie rodzinie, znajomym liczy się każda jedna osoba! 

Pomożecie?

poniedziałek, 3 września 2012

Podstawy pielęgnacji: Mycie odżywką

Zdecydowałam się na małą serię postów o pielęgnacji. Chciałabym przekazać trochę teorii. Każde włosy są inne, ale mi bardzo przydają się wasze doświadczenia dlatego chciałabym się podzielić moimi.

Na pierwszy ogień idzie mycie odżywką. Metoda która diametralnie odmieniła moje włosy 
i żałuję, że z jej wprowadzeniem czekałam tak długo!

Dla kogo?
Posiadaczek kręciołów nie muszę namawiać, prawda? ;) Moim zdaniem ta metoda jest dobra chyba dla wszystkich tylko trzeba ją dopasować do swoich potrzeb. Polubią ją włosy suche 
i zniszczone, ale i te przetłuszczające się (nie posiadam takowych, ale nie zauważyłam by włosy po myciu odżywką były nieświeże).
Edit: jak zasugerowała Mysia M (:*) włosy niskoporowate mogą nie być zbyt zadowolone. Moim zdaniem chodzi o to, że szampony mają zazwyczaj bardziej zasadowe pH niż odżywki. Gdy łuski włosa ściśle do siebie przylegają odżywka, która ma za zadanie je 'zamykać' nie jest w stanie wymyć z nich zanieczyszczeń i włosy wtedy mogą być obciążone czy niedomyte.

Dlaczego warto?
To najdelikatniejszy sposób na umycie włosów i skóry głowy. Jeśli mimo wszystko musicie myć włosy codziennie warto stosować zamiennie odżywkę i łagodne myjadło, taki system sprawdzi się też przy włosach cienkich i tych które łatwo obciążyć. Włosy i skóra głowy będą ładnie oczyszczone bez niepotrzebnego przesuszania, co w przypadku tych suchych i zniszczonych ułatwi drogę 
do poprawy ich stanu. Zaś przetłuszczający się skalp nie będzie niepotrzebnie drażniony i pobudzany 
do produkcji większej ilości sebum.

Jakie są wady tej metody?
Po pierwsze jest to bardziej praco- i czasochłonne. Szampon spieniamy na włosach i spłukujemy, w przypadku odżywki proces trwa dłużej, ale jeśli nie mamy czasu nie musimy nakładać innych kosmetyków, po szamponie jest to konieczne (nawet jeśli włosy są zdrowe, odżywka przywraca właściwe pH, pomaga zamknąć łuski i ułatwia rozczesywanie). Po drugie jest to średnio ekonomiczne  by umyć włosy potrzebujemy sporo kosmetyku i trzeba uważać by nie przesadzić, by niepotrzebnie nie obciążać włosów. Niektórym może przeszkadzać brak piany. Na pierwszy raz polecam wybrać dzień w którym nie musicie wyglądać NAJ - w razie jakby coś poszło nie tak. Podobno do tej metody trzeba się przyzwyczaić, mi podpasowała od razu.

Jak wygląda takie mycie?
Dosyć zwyczajnie. Moczymy głowę i zaczynamy. Ja wyciskam niedużą porcję, rozprowadzam odżywkę na dłoniach i wmasowuję w skalp. Powtarzam czynność aż pokryję całą skórę głowy. Następnie nakładam niedużą ilość na włosy i przeczesuje je palcami. Całość  dobrze jest zostawić na 5-15 minut.

Czy każda odżywka się nadaje?
Nie polecam próbować z Pantene czy Dove itp. podejrzewam, że spowodowałoby to niezły smalec ;)
Kryterium wyboru:
- stosunek cena/pojemność, pamiętajcie, że takie mycie czyni każdy produkt niewydajnym. Należy wybrać coś czego nie będzie odczuwała wasza kieszeń.
- skład, odżywka ma być lekka i bez silikonów, niezbyt bogata w substancje odżywcze, oleje, proteiny. Czyli ogólnie dość słaba ;)

Jakie odżywki myjące mogę wam polecić?


1. Garnier Awokado i Kartie (7zł/200ml). Radzi sobie dobrze, ale więcej jej nie kupię, ponieważ producent testuje na zwierzętach, a produkt jest przeciętny. Jako odżywka d/s się u mnie nie sprawdziła. 
INCI: Aqua/Water, Cetearyl Alcohol, Elaeis Guineensis Oil/Palm Oil, Behentrimonium Chloride, Cl 15985/Yellow 6, Cl 19140/Yellow 5, Stearamidopropyl Dimethylamine, Chlorhexidine Dihydrochloride, Persea Gratissima Oil/ Avocado Oil, Citric Acid, Butyrospermum Parkii Butter/Shea Butter, Hexyl Cinnamal, Glycerin, Parfum/Fragrance (FIL C39789/1).

2. Joanna Naturia Miód i Cytryna (4zł/200ml). Ze wszystkich które posiadam najbardziej się pieni, dobrze zmywa, ale zazwyczaj używam jej zgodnie z przeznaczeniem (jako b/s), ponieważ jest kiepsko dostępna.
INCI: Aqua, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Stearalkonium Chloride, PEG-20 Stearate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Panthenol, Hydroxypropyltrimonium Honey, Citrus Medica Limonum, Propylene Glycol, Parfum, Hydroxyisohexyl, Citric Acid, 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Butylphelyn Methylpropional, Limonene, Linalool, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Iodopropynyl Butylcarbamate

3. Mrs. Potter's Aloes i Jedwab (8zł/500ml). Najsłynniejsza odżywka do mycia, używam jej tylko w tym celu. Ma lekki, zmywalny łagodnym detergentem silikon, ale u mnie się sprawdza - moja faworytka.
INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Isopropyl Myristate, Dimethicone Copolyol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Parfum, Isopropyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolione, Citric Acid, Butylphnelyl Methylpropional, CI 19140. 

4. Gliss Kur Ultimate Volume (10zł/200ml). Sprawdza się dobrze, ale jest nieekonomiczna. Wolę używać zgodnie z przeznaczeniem (d/s). Może obciążyć.
INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Hydrolyzed Collagen, Pantenol, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin, Hydrolyzed Keratin, Isopropyl Myristate, Behenoyl PG-Trimonium Chloride, Citric Acid, VP/VA Copolymer, Phenoxyethanol, Behentrimonium Chloride, Sodium Methylparaben, Hexylene Glycol, Parfum, Polyquaternium-37, Dicaprylyl Carbonate, Hexyl Cinnamal, Amyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Benzyl Salicylate.

5. Isana Babassu (5zł/400ml). Najtańsza opcja. Podobno może obciążyć włosy. U mnie ta odżywka sprawdza się dobrze do wszystkiego.
Aqua, Cetearyl alcohol, Glycerin, Cetrimonium Chloride, Bis-diglyceryl Polyacyladipate-2, Orbignya Oleifera Oil, Behentrimonium Chloride, Hydroxyethylcellulose, Isopropyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid, Sodium Hydroxide

Mam zamiar wypróbować również maskę i emulsję Gloria oraz odżywkę Hergon - polecane przez wiele dziewczyn. Maski Bingo ponoć też radzą sobie całkiem dobrze.


Co z pielęgnacją?
Nie ma potrzeby nic zmieniać. Olejowanie, maski, płukanki, odżywki b/s, jedwab... wszystko robimy tak jak wcześniej :) Moim zdaniem nie musimy wprowadzać bezsilikonowej 'diety'. Włosy i tak trzeba co kilka myć oczyszczać szamponem z SLES, więc rozsądnie stosowane i regularnie zmywane silikony krzywdy nam nie zrobią.

Moje odczucia:
Mycie odżywką wprowadziłam do swojej pielęgnacji 4 miesiące temu, mimo że pierwszy raz przeczytałam o tym sposobie w styczniu. Nie wyobrażałam sobie jak odżywką można umyć włosy, wydawało mi się to bez sensu i ogólnie do całej sprawy podchodziłam jak pies do jeża. Nowa świadoma pielęgnacja przynosiła u mnie słabe efekty i zaczęłam rozmyślać czy może by nie spróbować. Sięgnęłam po Isanę i jeszcze tego samego dnia poleciałam po osławiony balsam Mrs. Potter's. Od tego momentu widzę ogromną różnicę w stanie moich włosów - susza ustąpiła. Jak napisałam na początku żałuję, że nie spróbowałam wcześniej.

sobota, 1 września 2012

Sierpniowa aktualizacja włosów + reanimacja po laminowaniu

Witajcie!
tej notce pokazywałam do jakiego stanu doprowadziło moje włosy słynne laminowanie. Byłam załamana ich stanem, sama nie wiedziałam czy warto umieszczać posta z aktualizacją jeśli włosy będą wyglądały tak samo jak na zdjęciu pokazującym efekt tego zabiegu. Na chwilę obecną moje włosy prezentują się tak:



Sytuacja nie jest jeszcze opanowana, ale poprawa jest widoczna. Zastanawiałam się jak uratować swoją czuprynę. Do głowy przyszły mi dwie możliwości albo umycie głowy szamponem z SLES, który wypłukałby częściowo proteiny, ale mógłby zafundować jeszcze większy przesusz niemożliwy do opanowania, albo nie ruszać protein tylko spróbować dostarczyć włosom brakującego nawilżenia.
Wybrałam opcję drugą ponieważ jej niepowodzenie nie wiązałoby się z jeszcze większymi szkodami 
co groziłoby przy pierwszej możliwości.

Co zrobiłam? 
1. Olejowanie. Jak pisałam, od razu po laminowaniu nałożyłam 3 krople oleju makadamia, włosy piły go jak szalone więc codziennie dokładałam odrobinę. Wczoraj wieczorem zmoczyłam włosy, nałożyłam odżywkę Isana Babassu, na to olej makadamia, poczekałam aż włosy przeschną, związałam je w ślimaka i poszłam spać. 
2. Mycie. Najpierw obficie spłukałam włosy wodą. Następnie wmasowałam we włosy i skórę głowy odżywkę Garnier Awokado i Karite, którą potrzymałam 10 minut.
3. Maska. Po spłukaniu odżywki myjącej i odsączeniu nadmiaru wody nałożyłam mieszankę:
- 1 łyżka Kallosa Latte
- 1 kropla gliceryny
- 3 krople pantenolu
- 1 krople keratyny
- 3 krople oleju z pachnotki
- 3 krople oleju makadamia
Założyłam czepek i gruby ręcznik, a całość podgrzałam suszarką i zostawiłam na godzinę.
4. Inne. Nie robiłam żadnej płukanki by nie przesuszyć włosów. Gdy już wyschły nałożyłam 3 krople oleju arganowego.

Po wszystkim zrobiłam prezentowane zdjęcie i poleciałam na zajęcia :) Włosy nadal są suche, ale puch nieco ujarzmiony i włosy stały się bardziej elastyczne, już się nie obawiam, że się połamią. Myślę, 
że jeszcze kilka takich mega kuracji i włosy będą jak nowe;D

piątek, 31 sierpnia 2012

Fryzura na dziś: Warkocz duński od boku

Nie mówiłam wam jeszcze - w zasadzie nie pisałam - że kocham warkocze. W każdej postaci. Może i są staromodne (podobnie jak ja), ale też szalenie kobiece. Do tego proste, szybkie, funkcjonalne i wygodne. Najchętniej warkocza włączałabym do każdej fryzury. Niestety moje włosy są dość cienkie i części z nich nie ogląda nikt prócz mnie, bo po prostu nie prezentują się zbyt okazale.

Wszelkie upięcia są świetnym sposobem na ukrycie 3 dniowych włosów. Mój skalp się nie przetłuszcza, ale po kilku dniach od mycia włosy są przyklapnięte i rozpuszczone nie prezentują się zbyt dobrze, szczególnie, że upinam je na noc przez co ulegają odkształceniu. Często też niezbyt udane eksperymenty powodują zupełny brak objętości i obciążenie (w tym przypadku żelatyna). 
Nie chcę myć włosów zbyt często, ponieważ kilka lat temu przez swoje 'widzi mi się' codziennego mycia doprowadziłam do stanu rzeczy w którym już w połowie dnia włosy nie były świeże.

Warkocz duński to można powiedzieć odmiana warkocza francuskiego. Tylko w tym przypadku pasma boczne umieszczamy pod, a nie nad pasmem środkowym. Przez to warkocz jest wypukły 
i można mu nadać fajną objętość. Bardzo często robię go właśnie od boku, wygląda wtedy bardziej z fantazją ;)




Mam w planie zrobienie czegoś w stylu 'włosy w sierpniu' by później móc wam pokazywać efekty mojej pielęgnacji. Mi samej również bardzo się to przyda, bo czasem mam chwile zwątpienia, ale jak porównam obecny stan rzeczy oraz to co było w styczniu wiara mi wraca :) Mam nadzieje, że uda mi się je doprowadzić do porządku po laminowaniu oraz znajdę czas na zrobienie zdjęcia i wklejenie notki w ten weekend - właśnie dowiedziałam się, że praktycznie od rana do nocy mam zajęcia :/



czwartek, 30 sierpnia 2012

Laminowanie Żelatyną. Hit czy Kit?


W tym miesiącu blogsferę opanował istny szał ten niekonwencjonalny sposób pielęgnacji włosów. Dziewczyn, które nie przetestowały kontrowersyjnej metody jest dosłownie garstka. 

Rzuciłam się na żelatynę jak łysy na grzebień ;) 

Pierwsza próba:
2 łyżki wrzątku 
1 łyżka żelatyny
1 łyżka maski Kallos Latte

Efekt:

Po nieudanym farbowaniu Wellatonem 9/1 ;)

Włosy miękkie jak u dziecka i błyszczące, ale bardziej spuszone i z większą tendencją do zbijania się w strąki - musiałam je ciągle czesać. Wrażenia raczej średnie. Bez efektu WOW! ale i bez rozpaczy.

Kolejne próby:
Należę do osób które się łatwo nie poddają. Widząc zdjęcia innych blogerek i analizując całą sytuację wyłoniła się tendencja wskazująca iż z laminowania zadowolone są głównie właścicielki włosów średnio- i wysokoporowatych. Skoro moje włosy należą do średnio/wysokoporowatych wmówiłam sobie, że laminowanie MUSI im pasować. Może warto spróbować z inną odżywką, może ta nieszczęsna farba z nich wszystko wypłukała i trzeba im więcej? Mieszanki były podobne do tej pierwszej, a efekty co raz gorsze

Efekty:
Nie posiadam zdjęć, bo to co gościło na mojej głowie nie było warte uwiecznienia. Za każdym razem co raz większy puch, a włosy robiły się co raz bardziej sztywne. Jedynym pozytywnym efektem był błysk. W dotyku włosy wydawały się być czymś oblepione i po raz pierwszy w życiu miałam problem z rozczesaniem. Dałam sobie spokój, przyszła wspomniana paczka z ZSK, więc miałam się czym bawić. Wszystko zaczęło wracać do normy, po maskach nawilżających wyglądały TAK i wtedy Anwen opublikowała posta z wynikami ankiety. Kwestia porowatości wyjaśniona, ale to mnie nie przekonało do kolejnej próby. Broniłam się dzielnie, ale nasuwały się wątpliwości... może za dużo odżywki? może za mało emolientów? może nie powinnam zostawiać włosów do naturalnego wyschnięcia? No i się złamałam...

Ostatnia próba:
Postanowiłam zrobić to po swojemu. Tym razem mieszanka wyglądała tak:
3 łyżki wrzątku
1 łyżka żelatyny
1/2 łyżki odżywki Garnier Awokado i Karite
3 krople oleju Makadamia
5 kropli oleju z Pachnotki

Naolejowane dzień wcześniej olejem winogronowym włosy zmoczyłam i umyłam odżywką Naturia z Miodem i Cytryną. Zawinęłam włosy w ręcznik by pozbyć się nadmiaru wody i przygotowałam mieszankę. Tym razem nie wsadziłam tego pod kompres na 45 minut tylko wysuszyłam włosy suszarką (ciepło ma potęgować efekt). Gdy włosy zrobiły się sztywne spłukałam, nałożyłam na 10 minut odrobinę Isany Babassu, spłukałam, odsączyłam włosy w bawełnianą koszulkę.

Efekt:
Nie jest najgorzej. Nadal mam wrażenie, że włosy są czymś oblepione, do tego mega puch. Nie są tak sztywne jak po poprzednich eksperymentach, ale jednak miękkie też nie są. Na plus zaliczam to, że się wyprostowały i są błyszczące. Był problem z rozczesaniem. Do tego baby hair przez to usztywnienie sterczą jak szalone... Końce bardzo suche. Nie jest to taki efekt jak lubię.


Po zrobieniu zdjęcia nałożyłam 3 krople oleju makadamia by trochę to wszystko wygładzić.

Wnioski: 
Nie wszystko jest dla wszystkich. I żelatyna raczej nie jest dla mnie, inne metody pielęgnacji dają u mnie lepsze efekty, więc z laminowania raczej zrezygnuję. Może za jakiś czas spróbuję ponownie - kusi efekt mega prostych włosów, ale dodam więcej oleju. Dodatkowo zauważyłam, że włosy zaczęły mi się przetłuszczać (musiałam myć co 2 dni), szybciej żółkły, wczorajszy zabieg (ostatnia próba) ściągnął mi farbę z włosów :/.