Witajcie :) Mam nadzieję, że piątkowy wieczór spędzicie lepiej niż ja - siedząc w pracy... Chciałam wam pokazać jak moje włosy wyglądają po pierwszym myciu po Encanto ale mój aparat popełnił samobójstwo ;) Nieplanowany wydatek przynajmniej ukrócił moje zakupy włosowe, na które wciąż mam szlaban, ponieważ za około 2 miesiące najpewniej będę się przeprowadzać i niestety muszę do tego czasu zdziesiątkować ilość moich kosmetyków, czyli projekt denko pełną parą.
O tym jak mam zamiar dbać o włosy po keratynie będzie osobny post. Kolor wychodzi dziwnie ponieważ jeszcze nie ogarnęłam nowego aparatu... Strasznie zjaśniał chyba w przyszłym tygodniu będę musiała poratować się szamponetką. Nie powinnam ich farbować przez 2 tygodnie po zabiegu ale końce są totalnie wypłowiałe.
Włosy zostały wysuszone suszarką i rozczesane TT. Uczucie oblepienia znikło po pierwszym myciu, włosy są jedwabiste, miękkie i lśniące czego niestety nie udało mi się raczej uchwycić na zdjęciach.
Straciły sporo objętości co akurat mnie cieszy. Nie puszą się, są zdyscyplinowane. Grubość kucyka zeszła z 12 cm do 8 cm, więc kitka w tym momencie wygląda jak mysi ogonek ;) nie jest to spowodowane wypadaniem ponieważ obydwa pomiary dzieliło 12 godzin.
Niestety muszę się wybrać do fryzjera ponieważ jeszcze gorzej widać moje nieudolne cięcie, nie chcę ich skracać ponieważ po Encanto końce są zdrowe i prawie nie ma tych rozdwojonych. Tylko czy znajdzie się fryzjer rozumiejący co znaczy 'wyrównać'?
Ze względu na chęć przeprowadzki i mus redukcji mojego dobytku osobistego do 20 kg o zakupach nie ma mowy. W trakcie promocji w Rossmannie skusiłam się na szampon z Alterry, wybrałam ten zwiększający objętość której po keratynie nie ma ;) Pięknie pachnie landrynkami, jeszcze go nie używałam - czeka na swoją kolej, ale raczej zbytnio nie różni się od innych z tej firmy.
Wcierki ze względu na swoją kiepską wydajność na chwilę obecną stanowią najmniej liczną grupę w moich kosmetykach do pielęgnacji włosów. Te 2 z Farmony kusiły mnie od dawna, ręka sama kliknęła je na dozie :D
Jeśli chodzi o Seboravit kupiłam go ze względu na ekstrakt z czarnej rzodkwi, mimo, że producent rekomenduje jej wpływ na nadmierne przetłuszczanie włosów, które mnie nie dotyczy, a o przyspieszeniu porostu nie ma nawet słowa, postanowiłam sprawdzić czy może jednak podgoni moje włosy. Śmierdzi okrutnie, nie polecam stosowania przed ranką ;) Saponics mimo, że ma bardzo dziwny kolor pachnie zdecydowanie lepiej, po prostu ziołowo. Będzie on musiał poczekać na swoją kolej, Seboravit już zaczęłam stosować w ramach Mani Wcierania u Anwen.
Wypadanie włosów udało mi się zredukować do minimum, stresu nie zwalczyłam, ale zmieniłam swoje podejście na bardziej 'luzackie', nie jestem już chodzącym kłębkiem nerwów, staram się rozwiązywać problemy, a nie w nich tkwić i się nakręcać. Jeśli wasze włosy nadal lecą zachęcam do wspólnej walki na blogu Imprevisivel.
By zmotywować się do regularnego i bardziej kreatywnego stosowania płukanek przyłączyłam się do Miesiąca Płukanek. Na początku włosomaniactwa były one dla mnie oczywistym elementem pielęgancji, ostatnio ciężko było mi zmusić się nawet do octowej, mam nadzieję że wspólna akcja da mi motywację. Po jej zakończeniu obiecuję post o przetestowanych płukankach.
Trzymajcie się cieplutko i chrońcie włosy przed zimową aurą ;)